To tak oczywiste, że każda ma inne wspomnienia, inne doznania, potrzeby, próg bólu.
Ja jestem po dwóch porodach siłami natury, po dwóch porodach rodzinnych, z perspektywy czasu ale także zaraz po, wiedziałam że to była dobra droga.
Moje dzieciaki nie spieszyły się na świat i przysparzały mi tym wiele nerwów, oboje przenoszeni. Z Olem, to bawiłam się w te bzdurne picie mocnej kawy i bardzo ciepłe kąpiele,z Hanią czekałam pod opieką lekarzy.
Jakoś tak im dobrze w maminym brzuchalu było, że tylko i wyłączeni dzięki oksytocynie udało się ich zaprosić na tę stronę mocy.
Poród pierwszy był długi, mimo napędzonych skurczy, był długi trwał kilkanaście godzin, ból czułam głównie w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, był dojmujący, wyczerpujący,ale z całą świadomością chciałam go czuć.
Nigdy nie należałam do osób, które pieszczą się z sobą, nie chciałabym też, aby położna mówiła do mnie czule, czy jak do dziecka.O nie ! Jedynie jej spokojny ale stanowczy głos, dawał mi poczucie bezpieczeństwa i gwarancje fachowości.
Gdy powiedzą że widać główkę, to jakby człowiek dostał ogromną dawkę energii i znajduje jej w sobie takie pokłady, że po chwili maleństwo jest już przy piersi. To jest dopiero coś! Obłęd i szał nie da się porównać do niczego innego, mieszanka kosmosu z magią.
Hanusia też jakoś nie spieszna była, tyle że ja byłam już inna, spodziewając się pewnych rzeczy był we mnie spokój, to co wcześniej zupełnie nowe i nie znane teraz było oswojone. Ale choć poród był krótszy, o wiele krótszy to jednak właśnie w jego trakcie miałam kryzys i powiedziałam płacząc że ja już nie mam siły, poddaje się, dzięki wspaniałej ,doświadczonej położnej i mężowi dałam radę.
To właśnie ta położna powiedziała, ''była bardzo dzielna'', bo ja nie fochowałam się, nie wymagałam od nich cudów, chciałam tylko żeby pomogli w sposób jak najbardziej bezpieczny przyjść na świat moim dzieciom ,może ten obopólny szacunek spowodował, że atmosfera była dobra.
Obecność Krzysia, dla mnie nie oceniona. Już dużo przed porodem miałam sny, o tym że jak zabierają dziecko po porodzie to pomylą je i dadzą mi nie moje, a tak całą drogę od brzucha po wagę mąż obserwował, założyli opaskę i już wiedzieliśmy, że to jest nasze!
Był też wspaniałym wsparciem, nie stał z kamerą i nie nagrywał każdego grymasu, skurczy , czy finału ze zbliżeniami i muzyką z Szczęk.
Aby nie przeszkadzał, stał przy mojej głowie, to co go tam niby miało odpychać? Jednak do tej pory potrafi powiedzieć, że kurcze no to jest przeżycie jedyne, tak nie powtarzalne, jedyne.
Mamo z brzuszkiem napiszesz swoją historie, bo każda inna, a Ty która już swoje pachole powiłaś powspominaj sobie, bo to przecież piękny kawałek życia.
Każdy poród jest inny, ja nie wspominam swojego najlepiej, ale przetrwałam też głównie dzięki mojemu mężowi.
OdpowiedzUsuńdobrze mieć tych chłopów przy sobie, mocno pozdrawiam :)
UsuńWracają wspomnienia:-)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
i ja Mocno pozdrawiam i uwielbiam do Ciebie zaglądać
Usuńja swój pierwszy poród wspominam bardzo dobrze mąż był wsparciem.... niestety i tak zakończyło się cesarką... następny poród była już zaplanowana cesarka i tu juz miałam totalny luz bo wiedziałam co z czym... no a trzecia cesarka to już totalny luz tylko że w innym mieście więc stresik będzie...
OdpowiedzUsuńkochana to trzymam kciuki o jak najmniejszy poziom stresu ślę ciepłe myśli
UsuńMarlenka masz racje bez meza to by bylo gozej ja swoje porody wspominam tez powiedzmy dobrze pierwszy napewno mualam wspaniala połozna no przy drugim juz nie ale dalam rade dzieki mezowi :)
OdpowiedzUsuńczyli powiedzmy to na głos noo czasem Ci faceci naprawdę są nam potrzebni haha ściskam
UsuńWspomnienia maja to do siebie ze lubią wracać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
oj lubią, i za to Ja je lubię.Także mocno pozdrawiam :)
Usuń