Urodziłam się jakiś czas temu, w śląskim mieście które przez długie lata było mi bliskie.
Rodzice wynajmowali maleńkie mieszkanie na parterze czynszowej kamiennicy, nie pamiętam z tego miejsca zbyt wiele żadnego mebla,żadnego zapachu, pamiętam jednak uśmiechnięte osoby w białych fartuchach. To pracownicy z masarni, która mieściła się na przeciw naszego mieszkania, lubili mnie i brata i nie szczędzili nam miłych słów, ciepłych gestów. Wyjścia z kamiennicy były dwa, jedno na drogę, która kojarzy mi się ze stukotem końskich kopyt wtedy jeszcze często wożono węgiel, czy kartofle na takich wozach z końmi. Wejście drugie prowadziło na typowe śląskie podwórze, były tam komórki i garaże, pewnie dziś wyda się to bardzo obskurne ale wtedy dla nas był to świat do odkrycia, zapach cebuli i jej ogromne ilości, a także co tu dużo mówić kawałki zwierząt przygotowane do przetworzenia na kiełbasy czy inne frykasy nie były nam obce, taka ot rzeczywistość.
Nasi rodzice dzielnie dzielili się obowiązkami , gdyż nie mieli tu nikogo, mama w szpitalu, tata najpierw na kopalni ale to nie było dla niego.
Mama pracowała w klinice doktora Religi i w jej wspomnieniach pozostał zapach roznoszący się po korytarzu gdy przechodził, czuć go było tytoniem ale to był zapach magnetyczny inny niż ówcześnie pachnące tego typu specyfiki.
Gdy miałam chyba z sześć lat nastąpił wielki dzień przeprowadzka na piętro, a tam ho ho apartamenty trzy pokoje, przedpokój tak długi że jak się człowiek rozpędził to pod koniec zadyszki dostawał, i łazienka i kuchnia i nosiliśmy te graty do góry. Pamiętam jak niosłam lustro mamy prosiła '' ostrożnie córeczko to ślubny prezent'' wiele razy jeszcze w życiu słyszałam potem ten zwrot, lustro zostało do dziś, coraz bardziej przesuwane z miejsca na miejsce ale ja i tak gdy jestem u rodziców zawsze przy nim się maluje, obracam je patrze na wyświechtany tył powyginaną ramkę. Moją mamę oglądało tyle lat gdy d tyle zmian widziało, w tylu miejscach było.
Klimaty Śląska znam i mam sentyment-choć zagłębianką jestem,mam też ogromny szacunek do ludzi stamtąd...swoją droga to niezwykłe trochę,ale takie lustro to jednak niezwykły świadek naszego życia...jakoś mnie Twoje spostrzeżenie wzruszyło i zaskoczyło....
OdpowiedzUsuńale czy tak nie jest? Renata, no czy nie widziało dwudziestolatki szybko malującej oko, potem trzydziestolatki już i kreska i tusz, czterdziestolatka staranność wprawiona dłoń i dalej dalej
UsuńU Ciebie pamiętam lustra widziałam :)
Jakie piękne zmiany na blogu-ślicznie.
OdpowiedzUsuńdzięki miło mi Alu pozdrawiam
UsuńBardzo malowniczy opis.
OdpowiedzUsuńNo takie to było życie
UsuńPięknie napisałaś te wspomnienia. Ja całe życie w jednym miejscu, aż do ślubu, najpierw u tesciów, potem w swoim domku, mam kilka przedmiotów z którymi jestem związana i cały czas ze mną są.
OdpowiedzUsuńBo to moje marzenie spisać to, wiesz bo ja to takiego własnego przedmiotu co cały czas ze mną nie mam, to sobie spisze, a jak pisze to wszystko sie uruchamia jest wyraźniejsze, pełniejsze
UsuńAle klimatycznie...
OdpowiedzUsuńSwojsko i pachnie śląską kiełbachą haha
Usuńteż jestem ze śląska. W kamienicy nigdy nie mieszkałam ale znam takie miejsca. :) Ślicznie tu u Ciebie.
OdpowiedzUsuńDziękuje pozdrawian ziomalke;-)
OdpowiedzUsuńRozmarzyłam się i wróciłam do swoich wspomnień z lat dziecinnych, do kolorów, zapachów, szczegółów, których już nigdzie więcej nie spotkałam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
marzycielko Ty nasza hahah :)
UsuńPiękne masz wspomnienia. Będzie ciąg dalszy?
OdpowiedzUsuńno tak Kasiu no tak buziak :)
UsuńMagiczne, śląskie wspomnienia.
OdpowiedzUsuńtaka zadymiona ta magia, hahah
Usuń