21 października 2013

Było i tak....

Było tak, że mama moja do pracy na Śląsk przyjechała, młoda z dyplomem pielęgniarstwa pod pachę z innym radosnymi koleżankami, na podbój południowych szpitali ruszyły.
A dom w którym się wychowywała był, zwyczajnie idealny, dziadek mój człowiek serce, czekał na nią nie raz na mrozie żeby przez las nie szła sama, gdy ze stancji do domu na wolne przyjeżdżała. Mała wieś rzucona gdzieś na mazurach była tak spokojna, i tak ciepła, że sama myśl ściska i za gardło łapie.
Ale młodość ma swoje prawa, i z rozwianym włosem ruszyła.
W nowym miejscu, wśród ludzi o zupełnie innej jak się okazało mentalności, a nawet języku, ciężko jej było. Opowiadała nie raz gdy pewnego dnia, powiedziano do niej '' weź wyciep to na hasiok'' usiadła wtedy na ławce w parku i płakała bo naprawdę nie wiedziała co ma zrobić.
Dziś już wiele rozumie, dziś ten wymarzony Śląsk faktycznie jest jej domem, kocha duże miasta,pęd, ale wiem że to taki mamusiowy pierwiastek we mnie, goni mnie po tym kraju żeby każdą górkę, zamek, czy dolinkę zobaczyć, choć ona to tak skrzętnie maskuje

6 komentarzy:

  1. Im człowiek starszy tym częściej zauważa w sobie te "pierwiastki" rodziców. I wtedy zawsze ze zdziwieniem się stwierdza, że trochę ich jest:-)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo nasz Śląsk ma swój urok.
    Zakopcony, hanysowaty :)

    OdpowiedzUsuń