9 lutego 2016

Kołysanka

A jak był maleńki, to go nosiłam od ściany do okna i śpiewałam, co mi tylko do głowy przyszło, głośno i cichutko, radośnie i lirycznie.
Czarne węgielki wodziły po mojej twarzy, a czasem zasypiał ukołysany melodią.
Ta piosenka, jak zaczarowana jakaś w gardle mi więzła, stawała jak ość i nie mogłam, no nie mogłam do końca nigdy, żeby słonych łez nie poczuć.
Rósł, a reakcja na ten utwór zawsze taka sama.
Teraz na szybko, na pamiątkę, na odczarowanie, jest.
Kołysanka dla mojego synka.
Proszę pamiętajcie jestem amatorem i to takie amatorskie z tym gulem w gardle.

3 komentarze: