26 stycznia 2015

6.

Gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, to dobrze że my nic nie gotowałyśmy, choć śmiem wysnuć tezę, że mogłoby powstać danie tak jednorazowe i nie powtarzalne, mogłoby zaimponować Modestowi.
Piątek wieczór, króluje biel i czerń, królują odkryte kolana i uśmiechy, sześć dziewczyn wyrywa się do Teatru. Mieszanka wybuchowa, temperamentów usposobień, światopoglądów, a  chichrają się  jak pensjonarki. Smaczku dodaje fakt, że ja je znam ( aż cztery bardzo dobrze) ale one siebie wzajemnie, nie.
Pierwsze spotkanie, a nie ma żadnych barier, foszków, taka babska brać.
Sztuka powoduje ból szczęk, ze śmiechu, mamy wspaniale miejsca w trzecim rzędzie wydaje nam się że aktorki mogą zajrzeć nam w oczy, szukamy siebie w zabawnych scenkach i nie raz odnajdujemy.
W trakcie przerwy patrzę jak wszystkie wyjmują telefony z torebek i sprawdzają co tam w świecie matek, szefowych, żon, to w sumie też taki teatralny akcent.
Wychodzimy ze spełnionymi nadziejami, w poszukiwaniu miejscówki na sałatkę, jest późno i chyba zimno ,chyba bo ramię w ramię, nam zimno nie jest.
Sałatkę o tej porze można zjeść już tylko w McDonlad's co robimy, prowadząc babskie gadki o wszystkim i o niczym.
Następnego dnia maile, telefony, sms, polubiły się, takie indywidualności a znalazły drogę do siebie. Szanowni panowie obalamy wszelkie mity, o kobiecych naturach, które to niby cechują się, zazdrością,zawiścią, niechęcią  do płci tej samej.
Wszystkie były tak piękne, tak pełne życia, tak chciwe na szczęście, które przychodzi w bardzo prostych gestach, wzajemnej sympatii i uśmiechu od ucha do ucha.
I wszystkie takie, zamazane bo ustać w miejscu to nyd rydy

3 komentarze: