Pogoda była letnia, wygoniła Nas z domu z samego rana.
Spakowani ruszyliśmy do Łękawicy, ja z dwoma maleńkimi drewnianymi serduszkami w dłoni ( dostałam od swoich dzieci ze słowami, masz mamuś nasze serca). Na tylnym siedzeniu magnolia, z zamysłem, wkopiemy, będzie Nam w każdy dzień matki przypominała, kiedy z ziemi śląskiej do małopolski powędrowała.
Na miejscu zabraliśmy rodziców na przejażdżkę, po dnie przyszłego jeziora, oczywiście Krzyś jechał szybciej niż zwykle, zrywniej, dalej. Nagle samochodem szarpnęło ,koła zaczęły boksować w miejscu i koniec.
Wysiadłam z bagażnika wprost w błoto po kolana, mąż rozpoczął desperacką akcje, walki z błotem, dzieci z dziadkiem podziwiały wszystko z bezpiecznej odległości.
Wyskoczyła mama, i raz dwa, bierze mnie, idziemy do gospodarza po ciągnik, dziecko to jedyna nadzieja! Szłyśmy gdzieś przed siebie, ja obłocona po uda, mama z torebeczką jak zwykle, dotarłyśmy do domostwa, to było Boże Ciało przecież. Gospodarz zaspany przywitał Nas uśmiechem, pozbierał wszystko co niezbędne,starszego syna i wsiadł na wypasiony ciągnik. Biegłyśmy przed tym traktorkiem ja błotnica i mama dama z torebką, drąc się w niebo glosy że mamy pomoc!
Wyciągnęli Nas ekspresowo, wiwatom i okrzykom radości nie było końca.
A potem ugotowaliśmy ogromny gar zupy kartoflanki i zaśmiewałyśmy się z mamą z biegu przedciągnikowego.
Takie chwile uczą, przypominają że niespodzianki czekają co krok, że ludzie potrafią sobie pomagać, że zupa kartoflana z ognia jest najlepsza, dlatego że jedzona z bliskimi .
chłopięcy świat |
Jest torebeczka? Jest |
Gdyby im nie chciało się, wstać, spakować saperki, łańcucha, to ta przygoda nie była tak zabawna. Dziękujemy |
Zupa! |